Polacy o wydarzeniach na Ukrainie
Polacy i polskie media od dawna śledzą pilnie wszystko to, co dzieje się na Ukrainie. Darzą Ukraińców sympatią. I życzą, by po wiekach uzależnienia od wielkich sąsiadów mogli – jak tego pragną – zbudować ojczyznę prawdziwie suwerenną i niezawisłą, w pełni wolną od zewnętrznych nacisków, demokratyczną, uznającą w praktyce prawa i swobody człowieka, z dobrymi widokami na lepsze życie i dostatek każdego z osobna i wszystkich razem. Polacy podzielają opinię większości Ukraińców, że takie szanse daje im dalsze zbliżenie i powiązanie z krajami Unii Europejskiej.
Polska uczyniła w tej mierze wiele dobrego. I czyni nadal. To z inicjatywy Polski i Szwecji doszło przed paru laty do przyjęcia w ramach Unii programu Partnerstwa Wschodniego. Skierowanego do państw i narodów Ukrainy, Białorusi; Mołdawii; Gruzji; Armenii i Azerbejdżanu. Początkowo wiele znaczących państw Europy Zachodniej, jak Francja, Włochy, Hiszpania patrzyło na ten program nieufnie. Ale ten pogląd uległ pozytywnej przemianie. I miał zaowocować podpisanie w końcu listopada 2013 r. na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE oraz ściśle z nią związanej umowy o strefie wolnego handlu. A gdy z woli prezydenta Wiktora Janukowicza do tego nie doszło, wywołało to ogromny szok w Europie i świecie, a przede wszystkim wśród większości obywateli Ukrainy. Zwałaszcza tych najmłodszych, którzy w przemianach i reformach wynikających z tego zbliżania z Unią, widzieli wielkie szanse dla siebie i całego państwa. Dlatego postanowili zaprotestować i wyjść na ulice.
Polacy od samego początku byli wszechstronnie informowani o żądaniach zawiedzionych i przebiegu protestu na Majdanie Niepodległości i ulicach Kijowa, a także Lwowa, w mniejszej zaś mierze o nastrojach panujących w Doniecku, Charkowie czy w innych regionach. Nie mieli tam po prostu własnych korespondentów.
Ponadto główną areną wydarzeń, jak pod czas pomarańczowej rewolucji, stał się właśnie Majdan w Kijowie. I tam wszystkie liczące się polskie media skierowały swoich specjalnych obserwatorów. Informacje i komentarze popłynęły wielkim strumieniem. Telewizja niektóre relacje przekazywała nawet w nocy.
Na spotkania z setkami tysięcy manifestantów udali się liczni politycy polscy, posłowie i europosłowie – tak z partii opozycyjnych, jak i z krajów władzy. Z przedstawicielami władz ukraińskich i z przywódcami opozycji spotkali się również minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. A prezydent Bronisław Komorowski, który wcześniej dwadzieścia razy spotkał się osobiście z prezydentem Janukowiczem, w czasie zawirowań utrzymywał z nim kontakt telefoniczny. W przemówieniach i rozmowach Polacy wyrażali podziw dla siły, zdeterminowania, dobrej organizacji i woli walki zgromadzonych o lepszą przyszłość Ukrainy, poszukiwania rozwiązań kryzysowej sytuacji i o nieodkładanie terminu zawarcia umowy z Unią. Dzielili się również polskimi doświadczeniami z okresu wstępowania do Unii i obecnymi dobrodziejstwami z tej przynależności. Wzywali obie strony – rządzących i opozycję – do dialogu, potępiali przemoc. Przy tym nie działali oni na własną tylko rękę, samorzutnie, lecz we wspólnej łączności i koordynacji poczynań z innymi partnerami Unii. I na każdym kroku podkreślali, że nikt, także Polacy, nie chce narzucać Ukrainie z zewnątrz wyboru dalszej drogi rozwoju, że o swej teraźniejszości, przyszłości, ewentualnej zmianie rządu czy przedterminowych wyborach muszą zadecydować sami Ukraińcy. Nikt w związku z tym nie powinien na nich wywierać żadnej presji politycznej, grozić sankcjami, działać w jakikolwiek sposób na szkodę państwa ukraińskiego i jego obywateli.
Widzowie telewizji w Polsce, słuchacze radia, czytelnicy gazet z szacunkiem i uznaniem odnosili się do postawy i poczucia patriotyzmu tysięcy Ukraińców, którzy do Kijowa przyjechali samorzutnie, często z daleka, na własny koszt, odrywali się od rodzin, tkwili na placach i ulicach w niepogodę, pod czas mrozu, niedojadali i niedosypiali, narażali się na brutalne ataki milicji i Berkutu, utrzymywali wzorowy porządek, a obalili tylko i rozbili pomnik Lenina.
Polska podpisała umowę stowarzyszeniową z Unią w 1991 roku, a od maja 2004 r. jest jej członkiem. Wie więc, że w pierwszym okresie, po otwarciu granic i uruchomieniu wolnego handlu, sytuacja materialna ludzi może nawet się pogorszyć. Ukrainę też mogą zalać tanie i dobrej jakości towary z Zachodu, mały popyt wśród odbiorców w Unii na jej droższe i przestarzałe wyroby może tego nie zrównoważyć. Przeto przekonują partnerów z UE, by te zagrożenia z góry przewidzieć i im przeciwstawić odpowiednią pomocą. W dłuższej jednak perspektywie współpraca się opłaci i z nawiązką wyrówna początkowe trudności. Bo ściślejsze więzi z Unią to gwarancja szybszej modernizacji gospodarki ukraińskiej, wzrost jej potencjału i konkurencyjności na rynkach światowych. Nie chodzi jednak tylko o same pieniądze. Idzie o nową jakość życia ludzi, swobody i demokrację, możliwość wyjazdów na Zachód, położenie tamy korupcji i licznym barierom, które utrudniają i hamują napływ inwestycji zagranicznych na Ukrainę. Hasło «Ukraina to Europa» nie jest więc pustym frazesem. To konkretna treść. To szansa, której lud nie chce zmarnować.
Tu, nad Wisłą, starają się też przekonać co niektórych polityków z Zachodu, że przed Kijowem nie wolno stawiać wyboru: Bruksela albo Moskwa. Ukraina ma wiekowe powiązania gospodarcze, kulturowe i duchowe (np. prawosławie) z Rosją. Te interesy – ale bez dyktatu – powinny być zachowane i rozwijane. A przy tym należy wierzyć, że z biegiem czasu nastąpi również silniejsze przenikanie wartości świata zachodniego do Rosji i szersze otwarcie wzajemnych pomostów.
W wypowiedziach polskich polityków i myślicieli przewija się także myśl, że w samej Polsce należy życzliwym okiem spojrzeć na przybywających do nas pracowników stałych i sezonowych z Ukrainy, lepiej ich traktować i wynagradzać. Przyjmować więcej studentów, zapewnić im godziwe wsparcie finansowe i warunki pobytu. Sprawy Ukrainy powinny nadal pozostawać w centrum uwagi polskich elit, w działaniach na forum europejskim.
Sytuacja na Ukrainie jest bardzo płynna. Lepiej, by zmiany na plus zachodziły szybciej niż wolniej. Bo są nieuchronne. Jednak trudno przewidzieć, co stanie się jutro, czy proponowany okrągły stół się ziści i co przyniesie, czy Ukraińcy dogadają się z Ukraińcami, bez użycia siły i rozlewu krwi. Dlatego zaznaczam, że ten tekst pisałem 11 grudnia 2013 r.
Eugeniusz Jabłoński, Warszawa