Rozmowa z przyjaciółką

Irena Jabłońska (Zawadzka)
Irena Jabłońska (Zawadzka)

Irena Jabłońska (z domu Zawadzka) pochodzi z polskiej rodziny zamieszkałej w Berdyczowie. Przed wojną rosyjsko-ukraińską, kiedy w mieście tętniło polskie życie, była jedną z najbardziej aktywnych działaczek Berdyczowskiego Oddziału Związku Polaków Ukrainy.

Ukończyła studia teologiczne w 2001 roku. Od 1995 roku pracowała jako katechetka w parafiach św. Barbary w Berdyczowie, Leśnej Słobódce i Iwanopolu. W 2015 roku wyszła za mąż za Polaka i teraz mieszka w Polsce wraz z mężem i córeczką.

„Mozaika Berdyczowska”: — Ireno, od jak dawna nie mieszkasz w Berdyczowie?
Irena Jabłońska: — Od wiosny 2017 roku.

— Powiedz kilka słów o miejscowości, w której mieszka teraz twoja rodzina.
— Mieszkam teraz w Polsce niedaleko granicy polsko-ukraińskiej i przejścia granicznego Dołhobyczów — Uhrynów, we wsi Wiszniów w powiecie hrubieszowskim.

— Z czego żyją mieszkańcy? Jak zarabiają?
— Ziemia hrubieszowska to tereny rolnicze, biedne tereny. Nie ma tu żadnego przemysłu. Ludzie zajmują się rolnictwem. A kto nie ma ziemi i sprzętu, wyjeżdża do pracy za granicę, zwłaszcza do Holandii lub Niemiec.

— Czy miejscowi byli dla ciebie życzliwi jako obywatelki Ukrainy? Nie byli wrogo nastawieni?
— Miejscowi nie byli wrogo nastawieni wobec mnie jako obywatelki Ukrainy. Od razu wszystkim mówiłam, że jestem narodowości polskiej. Obok mnie mieszkają dwie sąsiadki, które są Ukrainkami. Mieszkają tu, bo wyszły za mąż za Polaków. Dużo jest tu rodzin mieszanych. Żadnych podziałów według narodowości nie zauważyłam. Ludzie tu mieszkający są bardzo wierzący.

— Obie pochodzimy z miasta, w którym jest wiele polskich akcentów — Berdyczów jest ośrodkiem katolicyzmu na Ukrainie. Mieszka tam dużo Polaków, którzy praktykują tradycje polskie, katolickie, znają język itd. Jeżeli porównać życie duchowe i kulturalne w Berdyczowie i w miejscowości, gdzie teraz mieszkasz, czy są istotne różnice?
— Porównując życie duchowne i kulturalne w Berdyczowie i tu, na terenach, gdzie teraz mieszkam, to widzę istotne różnice. W niedzielę jest tutaj dzień wolny. Nikt nie pracuje. Supermarkety są pozamykane w niedziele i święta. Niedziela to dzień Pański. Ludzie idą na mszę świętą całymi rodzinami, a po mszy odwiedzają cmentarz, po czym cały wolny dzień jest w gronie rodziny i dla rodziny.

Istotną różnicą jest także to, że tutaj w przedszkolach i szkołach są lekcje religii. Tu dziecko wie, że jest stworzone na obraz i podobieństwo Boga, a nie pochodzi od małpy. Tutaj nie trzeba ludziom tłumaczyć, że w niedzielę należy iść na mszę świętą do kościoła itd.

Коściol świętego Stanisława Biskupa w Wiszniowie
Коściol świętego Stanisława Biskupa w Wiszniowie

— Ireno, wiem, że znalazłaś dokumenty archiwalne i dowiedziałaś się o losie swojej prababci, która została zamordowana przez NKWD-zistów. Możesz opowiedzieć o niej naszym czytelnikom? Gdzie mieszkała, o jej rodzinie, czym się zajmowała, czego się o niej dowiedziałaś z opowieści swoich rodziców.
— Kiedy pisałam pracę magisterską z historii Kościoła pod tytułem „Parafia św. Barbary od początków istnienia”, otrzymałam pozwolenie na dostęp do archiwum w Żytomierzu. Tam niespodziewanie dla siebie samej natknęłam się na dokumenty dotyczące sprawy karnej mojej prababci ze strony taty, Hanny Gut, córki Wojciecha, urodzonej we wsi Satanówka, rejon Gródek, obw. chmielnicki, narodowość — Polka. Kiedy znalazłam tę sprawę w 2000 roku, moja babcia Józefa, córka Hanny, jeszcze żyła. Rzeka łez zalała jej oczy, gdy dowiedziała się prawdy o losie swojej matki.

Kiedy wytyczano granicę na rzece Zbrucz [w 1921 roku; wyznaczała granicę państwową między II Rzecząpospolitą a Ukraińską SRS (od 1922 w składzie ZSRS) — red.]., jej rodzicom powiedziano, żeby przenieśli się 100 km dalej od granicy. W ten sposób moja prababcia Hanna z rodzicami, braćmi i siostrą znalazła się w Berdyczowie. Tam wyszła za mąż za miejscowego Polaka Fabiana Zawadzkiego. Jej mąż miał złote ręce. Potrafił poradzić sobie z każdą robotą, w tym pracować na budowie. Doczekali się czwórki potomstwa. Hanna opiekowała się dziećmi.

I przyszedł 1937 rok. Nikołaj Jeżow wydał rozkaz wyczyszczenia Ukrainy z Polaków. Pewnego dnia do domu Zawadzkich zapukali enkawudziści i powiedzieli, żeby Hanna ubrała się i poszła z nimi. Mąż zaczął zbierać dla niej ubranie i jedzenie. Funkcjonariusze powiedzieli, że niczego nie trzeba szykować, że za kilka godzin Hanna wróci do domu, że tylko ją przesłuchają. Lecz Hanna nie wróciła…

Fabian napisał wiele listów, także do Moskwy, żeby dowiedzieć się, gdzie jest jego żona i matka jego dzieci. Odpowiedź przychodziła zawsze ta sama: wysłana na Syberię na 10 lat bez prawa korespondencji. W końcu przyszło zawiadomienie, że Hanna zmarła na Syberii wskutek cyngi [choroba wywołana brakiem witaminy C — red.]. Ale to nie była prawda. Sowieci jak zawsze kłamali. Dowiedziałam się o tym, czytając akta sprawy swojej prababci.

Po zatrzymaniu Hannę uwięziono w Berdyczowie, w miejscu znanym dziś jako fabryka napojów bezalkoholowych w parku Gagarina, i dwa tygodnie po aresztowaniu, w styczniu 1937 roku, rozstrzelano za „подрыв антисоветской власти” (podważanie władzy sowieckiej). Tak naprawdę została zamordowana tylko za to, że była Polką. Także jej syna enkawudziści rozstrzelali w Białej Cerkwi za bycie Polakiem. Zostali ukarani za narodowość polską.

— Jakie emocje wywołał u ciebie jej los? Czy warto badać życiorysy swoich przodków?
— Łzy leciały mi z oczu. Kłębek w gardle. Pojechałyśmy z babcią Józefą do fabryki napojów bezalkoholowych, zostawiłyśmy tam kwiaty, pomodliłyśmy się.

Oczywiście, że trzeba badać życiorysy swoich przodków. Trzeba znać swoje korzenie, swój rodowód. Bo bez przeszłości nie ma teraźniejszości i nie będzie przyszłości.

Wieś Wiszniow
Wieś Wiszniow

— Pamiętasz, jakie ciekawe życie towarzyskie prowadziliśmy w latach 2000., jak odbywało się odrodzenie polskości w Berdyczowie po upadku Związku Sowieckiego? Jakie postacie rodaków z tych lat wywołują u ciebie największy sentyment i przyjemne wspomnienia?
— Oczywiście, że pamiętam odrodzenie polskości w Berdyczowie. To były wspaniałe czasy. Były to piękne lata mojego życia, mojego rozwoju duchowego i kulturalnego. Najwięcej zawdzięczam księżom Bernardowi i Ambrożemu Mickiewiczom oraz prezesowi Polskiego Stowarzyszenia w Berdyczowie panu Feliksowi Paszkowskiemu. Ci ludzie już oglądają oblicze Dobrego Boga, a ja zawsze modlę się za nich i mam nadzieję, że spotkam się z nimi ponownie w Królestwie naszego Boga.

— Ireno, powiedz kilka słów o swojej rodzinie. Jak żyjecie teraz, czym się zajmujecie? Gdzie pracujecie?
— Od 10 lat jestem mężatką. Mam dobrego męża Piotra, mam córeczkę Janinę Marię, która ma już 9 lat. Żyjemy dobrze. Staramy się na co dzień swoim życiem chwalić Pana Boga.

A zajmujemy się tym, czym zajmują się mieszkańcy ziemi hrubieszowskiej, rolnictwem. Obok domu mamy kawałek pola i tam uprawiamy różne owoce i warzywa. Jesień, zima i wiosna… Jak nie ma tutaj pracy, jadę do Holandii, gdzie zatrudniam się do robót rolniczych, żeby coś zarobić.

— Jakie masz marzenia, dążenia? Czego najbardziej pragniesz?
— Marzenia, dążenia, pragnienia… Pragnę tylko jednego, żeby wszystko, co robimy, było dla nieskończonej Chwały Boga i żeby zawsze wykonywać wolę naszego Stwórcy.

Rozmawiała L. Wermińska

Podziel się linkiem:

Komentarze