Losy Ukrainy zawierzamy Matce Boskiej Berdyczowskiej
Tegoroczny odpust w berdyczowskim Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny odbył się pod znakiem flagi ukraińskiej. Podstawowymi kolorami pątników były bowiem niebieski i żółty.
W sobotę, 19 lipca, do Berdyczowa zaczęły docierać pielgrzymki z różnych miast i wsi. Kilkanaście grup niby rywalizowało ze sobą na patriotyzm: uczestnicy 9-dniowej pielgrzymki z Kijowa byli ubrani w koszulki z mapą Ukrainy obwiedzioną różańcem i z napisem: „Boże, modlę się za Ukrainę”, franciszkańscy pątnicy z Szepietówki weszli do miasta, niosąc 50-metrową flagę Ukrainy, żytomierscy pielgrzymi trzymali w rękach żółte i niebieskie balony, których kilkaset wypuścili w górę na placu przed klasztorem Karmelitów Bosych. Były jeszcze niezliczone niebiesko-żółte chusty, wstążki, flagi, wyszywanki, a siedzący na ramionach ojca pielgrzyma mały chłopiec zaintonował hymn Ukrainy, który podchwycili pozostali.
— Nasza pielgrzymka przez całą drogę modliła się o pokój na Ukrainie, o zgodę w rodzinach. Modliliśmy się także za zmarłych i zabitych — opowiada Helena Zębicka z Żytomierza. — Dobrze znam sytuację, ponieważ mam dwóch synów: jeden pracuje w milicji, a drugi studiuje w Instytucie Wojskowym.
Pielgrzymi z Szepietówki także modlili się w intencji pokoju i końca wojny. Biskup Stanisław Szyrokoradiuk, który 22 lata temu zainicjował pielgrzymkę do berdyczowskiego Sanktuarium i uczestniczy w niej jako zwykły pielgrzym, poprowadził „Drogę Krzyżową Ukrainy”. Jego ekscelencja opowiedział, że ludzie, których spotykali po drodze, bardzo się radowali na ich widok. Jeden pan rzekł do biskupa, że jeżeli są jeszcze tacy ludzie, Ukraina ma przyszłość.
— Osoby we wsiach, przez które przechodziliśmy, nawet płakały z radości, widząc nas — podkreśla Lilia Kozula z szepietowskiej pielgrzymki. — Mówili, że cieszą się bardzo, że są jeszcze ludzie, którzy nie zważając na niepogodę, tak ofiarnie idą. W ulewnym deszczu całymi rodzinami i z dziećmi wychodzili nas witać. To było bardzo wzruszające.
Podobne wrażenia ma uczestniczka podolskiej pielgrzymki z Chmielnickiego Irena Szuchtujew: — Jedna kobieta, gdy zobaczyła, że idą pielgrzymi, wybiegła przez bramę i zaczęła krzyczeć do nas: „Módlcie się za pokój! Módlcie się, żeby Putin skończył tę wojnę!”. My i tak w ciągu całej drogi modliliśmy o pokój na Ukrainie, o naszych żołnierzy.
Irena Szuchtujew to była parafianka sewastopolskiej parafii św. Klimenia, która uciekła stamtąd i teraz mieszka z rodziną w Kamieńcu Podolskim. Mówi, że oprócz ogólnej intencji pokoju w kraju szła także ze swoją osobistą — żeby Bóg uwolnił ludzi od uzależnienia od nieprawdy. — My nie możemy spotykać się z wieloma starymi przyjaciółmi i rodziną, bo mieszkańcy Krymu i wschodu Ukrainy całkowicie przebywają pod władzą kłamstwa — twierdzi.
W intencji niepodzielnej Ukrainy z Charkowa wyruszyła pielgrzymka rowerowa, w której uczestniczyło ośmiu mężczyzn, w tym dwóch kapłanów. — Codziennie mieliśmy liturgię, modliliśmy się o jedność kraju — opowiada jeden z cyklistów Sergiusz Tołstichin. — Po drodze spotykaliśmy wiele osób, dzieliliśmy się z nimi swoimi opiniami. Byli dobrze do nas nastawieni: na nasz widok — jechaliśmy z flagami — kierowcy samochodów sygnalizowali swoje poparcie, wszyscy nas serdecznie witali. Gospodarz, obok domu którego w ostatnią noc rozbiliśmy namioty, poczęstował nas mlekiem i serem.
Po uroczystościach w Berdyczowie pielgrzymi pojechali dalej na zachód: do Chmielnika, Chmielnickiego, Kamieńca Podolskiego i Lwowa. W ten sposób — pielgrzymką z Charkowa do Lwowa — kolarze symbolicznie jednoczą Wschodnią i Zachodnią Ukrainę, modląc się cały czas o jej niepodzielność i pokój.
Wielu pątników twierdzi, że modlitwa w czasie pielgrzymki ma szczególną moc, a intencje, z jakimi idą, bardzo często się spełniają. — Idę już piąty raz i za każdym razem proszę Boga o jakąś łaskę. I mogę powiedzieć, że moich próśb Pan Bóg co roku wysłuchuje. Raz nawet nie zdążyłam wrócić z Berdyczowa, gdy do mnie zadzwonili i zawiadomili, że to, za co się modliłam, już się stało — podzieliła się z nami Irena Zozula.
Ludmiła i Eugeniusz Susowie z pielgrzymki „Bykówka-Berdyczów” zdecydowali się rozpocząć swoje życie małżeńskie od nawiedzenia Matki Boskiej Berdyczowskiej i od razu po ślubie udali się na pielgrzymkę. Do Berdyczowa Ludmiła wchodziła w białej sukni ślubnej.
Każdą kolumnę pielgrzymkową witali na placu przed Sanktuarium gospodarze odpustu — berdyczowscy Karmelici Bosi. Po przybyciu wszystkich pielgrzymów wieczorem na ołtarzu polowym przed Sanktuarium odprawiono mszę świętą. Nabożeństwu przewodniczył arcybiskup Piotr Malczuk, a kazanie wygłosił o. Albert Wach, zastępca prowincjała prowincji krakowskiej Karmelitów Bosych. Kaznodzieja dokonał analogii między obecną sytuacją na Ukrainie a historią proroka Eliasza, który wszedł na Górę Karmel. Tam gorliwie modlił się do Boga, aż zobaczył małą chmurkę na horyzoncie, która po wieloletniej suszy przyniosła długo oczekiwany deszcz. „Karmel w tej chmurce zawsze widział Marię, nadzieję całej ludzkości — powiedział kaznodzieja. — Toteż nie pozwalajmy, żeby ktoś odbierał nam nadzieję i siał strach, nawet jeżeli ma w ręku broń i dużo pieniędzy. Nasze myśli są skupione na Niepokalanej Maryi i mają jej logikę — logikę miłości!”.
Karmelita krakowski przypomniał także cudowny przykład braterstwa, solidarności i ofiarności Ukraińców w czasie rewolucji. „Ta wielka sprawa miłości, której ładnym przykładem jest znany na całym świecie Majdan, musi być kontynuowana, żeby przynieść owoc pokoleniom przyszłym” — podsumował o. Albert Wach.
O sytuacji na Ukrainie wiele mówiło się także w dniu następnym. Przed mszą odpustową do obecnych zwrócił się przewodniczący Konferencji Rzymskokatolickich Biskupów Ukrainy Mieczysław Mokrzycki. Dziękując Panu Bogu za kanonizację Jana Pawła II, który pozostawił niezapomniany ślad na religijnej i politycznej mapie świata, jego ekscelencja mówił o nowym niebezpieczeństwie dla wolności i pokoju: „Teraz, kiedy my, tutaj, w atmosferze święta stoimy przez ołtarzem Pańskim, na wschodzie Ukrainy brat podnosi rękę na brata”. Arcybiskup Mokrzycki poprosił obecnych o modlitwę o pokój i sprawiedliwość na Ukrainie, a także za ofiary konfliktu zbrojnego. Zwrócił się do tych, od których to zależy, wołaniem: „Skończcie wojnę! Skończcie wojnę! Skończcie wojnę! Chcemy żyć w spokoju”.
Wyjątkowym gościem uroczystości był arcybiskup Piero Marini, przewodniczący Papieskiego Komitetu ds. Międzynarodowych Kongresów Eucharystycznych. Przewodniczył uroczystej mszy i wygłosił kazanie, w którym, opierając się na czytaniu liturgicznym, mówił o biblijnym obrazie góry jako miejscu osobliwej bliskości Boga. „Dlatego, żeby spotkać się z Bogiem, żeby być zbawionym, trzeba podnosić się do góry, razem z Jezusem przeżywać misterium paschalne” — zauważył. Arcybiskup Marini, który od wielu lat pracował razem z papieżem Janem Pawłem II, opowiedział także o jego miłości do kościoła na Ukrainie. „W 1991 roku on odnowił tutaj strukturę Kościoła katolickiego, a w 2001 jako dobry pasterz, odwiedził Ukrainę. Uznał także owoce świętości tej ziemi i ogłosił błogosławionymi i świętymi niektórych synów tego Kościoła, zarówno łacińskiego, jak i bizantyjskiego obrządku” — przypomniał. Kazanie zakończył modlitwą za Ukrainę, którą Jan Paweł II wygłosił tu 24 czerwca 2001 roku. Do obecnych na mszy przemawiali także biskupi ukraińscy. Arcybiskup diecezji kijowsko-żytomierskiej Piotr Malczuk mówił, że to nie jest wojna tych, którzy są za Ukrainą lub za Rosją, lecz wojna między tymi, którzy przyjęli Jezusa, a tymi, którzy Go nie przyjęli.
Uroczystości zakończyły się powtórzeniem aktu zawierzenia Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi, którego hierarchowie ukraińscy dokonali 20 marca tego roku.
Co roku uczestnicy berdyczowskiego odpustu chwalą dobrą organizację uroczystości. Co roku jej poziom się podnosi. Jeżeli na początku były tylko dwie toalety, teraz jest ich o osiem więcej. Zorganizowano także miejsca, w których pielgrzymi mogą korzystać z wody do mycia i picia.
Tradycyjnie organizacją uroczystości Maryjnych, które gromadzą tysiące ludzi, zajmują się miejscowi parafianie. Kierownik służby porządkowej Wasyl Romański opowiada, że w ciągu tych lat w parafii powstała ekipa, w której każdy wie, co i kiedy powinien robić. W służbie porządkowej, podzielonej na kilka sekcji, pracuje ponad siedemdziesięciu mężczyzn. Jedni dbają o ład na placu przed Sanktuarium, inni witają pielgrzymów na drodze, jeszcze inni dyżurują na gościńcu wewnętrznym i w Sanktuarium. Porządkowi pomagają kapłanom rozdawać opłatki w tłumie, organizują porządek na placu, gdzie odbywa się spowiedź. Niejeden raz zatrzymywali złodziei kieszonkowych, którzy podczas mszy próbowali okraść pielgrzymów, albo oszustów, którzy w przebraniu ministrantów zbierali ofiary.
— Wczoraj, kiedy po spotkaniu pielgrzymów księża poszli do jadalni, porządkowi powiedzieli mi, że za nimi udał się nieznajomy mężczyzna. Jak się okazało, był to szpieg, który miał na placu pięciu wspólników. Zamierzali w czasie posiłku księży okraść pomieszczenie klasztoru — relacjonuje Wasyl Romański.
Parafianie o wykształceniu medycznym dyżurują w punkcie pomocy medycznej. Co roku zgłasza się do niego blisko stu osób. Pielgrzymi cierpią najczęściej na nadciśnienie, mdłości, zdarzają się ataki serca.
Po uroczystościach zdrowi i duchowo odnowieni pielgrzymi odjechali do domów, zabierając ze sobą niebiesko-żółtą symbolikę na wspomnienie o odpuście i nowo uświadomionej wolności.
Helena Kaczurowska, http://www.credo-ua.org