Co to za wojna...?
Nie mogłam zrozumieć tej nienawiści

Sięgam pamięcią wstecz, starając zrozumieć, skąd pojawiła się ta nienawiść między Ukraińcami a Rosjanami, która doprowadziła do dzisiejszej wojny.
Pierwsze doświadczenia
W 1978 roku miałam 17 lat i na krótko wyjechałam do sanatorium „Majak” („Latarnia”), które znajdowało się w mieście uzdrowiskowym Anapa (dziś w Kraju Krasnodarskim w Federacji Rosyjskiej). Było przeznaczone dla młodzieży i leczono w nim układ oddechowy i choroby dermatologiczne. Przebywałam tam w czasie roku szkolnego, dlatego w sanatorium zostały zorganizowane dla nas lekcje z przedmiotów podstawowych, tzn. z matematyki i języka rosyjskiego.
W czasie lekcji nauczyciel i zarazem nasz wychowawca pytał każdego ucznia, skąd przyjechał. Zapytałam, czy będę mogła uczęszczać na lekcje ukraińskiego, bo jestem z Ukrainy i uczę się w szkole ukraińskiej. Był zaskoczony, że w Berdyczowie, skąd pochodzę, są ukraińskie szkoły. A dlaczego ich ma nie być na Ukrainie!? Chłopcy, którzy siedzieli w tylnych ławkach, zaczęli ze mnie kpić i od tej chwili wrogo się do mnie nastawili. Okazało się, że przyjechali do Anapy z Orenburga i byli etnicznymi Rosjanami. Nie mogłam zrozumieć, czym wywołałam agresję tych rosyjskich nastolatków. To były pierwsze objawy nienawiści Rosjan do Ukraińców, których doświadczyłam.
W pokoju mieszkałyśmy we cztery. Naprzeciwko mnie stało łóżko Oli z Groznego (stolica Czeczenii). Dziewczyna cały czas opowiadała o Czeczenach, którzy urządzają akcje protestu przed radą miejską w jej mieście, a milicjanci ich rozganiają, bijąc gumowymi pałkami. Mówiła o Czeczenach z wielką nienawiścią. Kiedy ją zapytałam, dlaczego protestują, nie potrafiła odpowiedzieć. Zapytałam, co jej osobiście Czeczeni zrobili. Ola zamiast odpowiedzi przerzuciła swój gniew na mnie i powiedziała, że takich jak ja Armia Czerwona w 1945 roku wieszała na słupach. Wtedy byłyśmy dziećmi i może dzisiaj ta rozmowa potoczyłaby się inaczej, ale dopiero teraz zrozumiałam, że już w owych czasach Rosjanie nienawidzili nie tylko hitlerowców, lecz i inne narody nierosyjskie. Nie mogłam zrozumieć tej nienawiści.
Upadek żelaznej kurtyny

Niedługo upadł ZSRS a razem z nim żelazna kurtyna. Ukraina wyszła ze składu „imperium zła” i zaczęła budować nowe życie. Zaczęło się odrodzenie mniejszości narodowych: Polaków, Tatarów krymskich, Żydów, Bułgarów, Greków i innych. Polskie odrodzenie było jednym z najaktywniejszych i mających największy zasięg na Ukrainie, ponieważ Polacy stanowili jedną z najliczniejszych mniejszości narodowych. Pojawiła się możliwość wyjazdu do Polski na studia, kontaktu z krewnymi, a najważniejsze: można było swobodnie chodzić do kościoła, obchodzić narodowe święta i kultywować tradycje. Dla Polaków mieszkających na Ukrainie był to czas wielkich nadziei na zmianę na lepsze i godne życie. Dzisiaj wspominamy tamte lata jako najlepsze w naszym życiu.
Wojna nie tylko na polu walki

W czwartym roku wojny rosyjsko-ukraińskiej zmieniła się postawa społeczeństwa ukraińskiego wobec tego, co się dzieje, wobec polityków oraz Unii Europejskiej. Im dłużej trwa rosyjska agresja, tym więcej jest ludzkich dramatów i cierpień. Uważam, że mam szczęście, iż moje dziecko nie jest płci męskiej, mam córkę. Że nie muszę odprowadzać swojego dziecka na wojnę, żyć w ciągłym strachu przed poborem do wojska lub czekając na wieści z frontu.
Moja córka w 2011 roku założyła rodzinę w Niemczech. Nie chciałam, żeby wyjeżdżała z Ukrainy, lecz dziewczyna była już dorosła i sama zadecydowała, gdzie chce mieszkać. Dzisiaj dziękuję Bogu za to, bo mieszkanie na Ukrainie nie jest bezpieczne. Każdego dnia Ukraińcy śledzą doniesienia medialne, czekając na informacje, że wojna się kończy. Ale już czwarty rok takie wieści nie nadchodzą i ludzie tracą nadzieję na powrót do ojczyzny, do byłego przedwojennego życia. Przychodzi świadomość, że przyszłość nie będzie podobna do przeszłości, że wiele stracono na zawsze i że trzeba żyć tu i teraz. Ukraińcy zdali sobie sprawę, że nikt w Europie i w innych krajach na nich nie czekał, zwłaszcza bez pieniędzy i innych zasobów do życia. I wielu z nich, nie poradziwszy sobie za granicą, wraca do swoich domów (dobrze, jeśli nie zbombardowanych) na Ukrainie.
Moja znajoma po trzech latach pobytu w Niemczech, nie dając sobie rady z biurokratycznymi regułami i nie umiejąc opanować języka niemieckiego, wróciła do Kijowa razem z podstarzałą matką. A Kijów teraz jest bombardowany i ostrzeliwany. Opowiada, że nie schodzą do schronu, bo mama nie jest w stanie samodzielnie opuścić mieszkania, a ją samą boli noga po operacji miednicy. Zdały się na los i czekają na koniec wojny. Takich przykładów jest mnóstwo.

Wojna trwa nie tylko na polu walki. W sieciach społecznościowych pełno jest opinii i przewidywań na temat wydarzeń wojennych. Pojawiło się wielu domorosłych ekspertów, proroków, politologów tłumaczących przyczyny rozpoczęcia wojny i przewidujących jej zakończenie. Są prowadzone dyskusje i omawiana jest sytuacja polityczna w różnych krajach, na które wojna rosyjsko-ukraińska ma swój wpływ. Informacji jest tyle, że człowiek nie potrafi się w tym połapać, w dodatku trudno odróżnić prawdę od fałszu. To, co niosą sieci społecznościowe, wywołuje zamieszanie i chaos. Dlatego trzeba żyć teraz tam, gdzie jesteśmy, i dziękować Panu Bogu za to, co mamy.
Ukraina Chrystusem narodów?

Los Ukrainy jest niepewny. Analizując procesy historyczne na przykładzie Polski, możemy dojść do wniosku, że jakiś kraj zawsze musi paść ofiarą w imię dobra innych państw. W Rzeczpospolitej pod zaborami popularność zyskał mesjanizm wysuwający hasło „Polska Chrystusem narodów”. Oznacza ono, że Polska poprzez swoje cierpienie i ofiarę ma do odegrania szczególną rolę w historii świata. Że podobnie jak Chrystus została zdradzona i ukrzyżowana przez zaborców i że tak jak Jego udręka i śmierć przyniosły zbawienie całej ludzkości, tak Polska poprzez męczeństwo narodu ma przynieść wolność i zbawienie innym krajom.
Dziś można to powiedzieć pod adresem Ukrainy, ale ... Jeśli wziąć pod uwagę realia gospodarcze, to znajdziemy wiele argumentów, które dowodzą, że wojny trwają nie w imię dobrobytu różnych krajów, lecz w imię dobrobytu niewielkiej grupy bogaczy. Nieliczne grupy społeczne korzystają na konflikcie z Ukrainą. „Najazd na Ukrainę wypromował nowych miliarderów, ale też stworzył całe grupy społeczne, których dobrobyt zależy od dalszego prowadzenia wojny” — czytamy w „Rzeczpospolitej”, w artykule Andrzeja Łomanowskiego. Według podsumowania Forbesa obecnie w Rosji jest największa w historii liczba miliarderów dolarowych.
Biznesmeni w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza firmy związane z produkcją broni, faktycznie mogą wzbogacać się na wojnie na Ukrainie, ponieważ dostarczają sprzęt wojskowy, ale ich zarobki nie są jednoznaczne ze „wzbogacaniem się na wojnie” w ogólnym znaczeniu. Wojna na Ukrainie generuje ogromne zyski dla firm zbrojeniowych, co ma swoje konsekwencje.
Czy w takim razie chcą one doprowadzić wojnę do końca? Odpowiedź jest zrozumiała: nie.
Wojna bez końca...

Inwazja na Ukrainę rozpoczęta 24 lutego 2022 roku przez Federację Rosyjską stanowi eskalację agresji trwającej od 2014 roku. Została poprzedzona rosyjskim żądaniem wykluczenia możliwości dalszego poszerzania NATO i redukcji potencjału militarnego Sojuszu w Europie Środkowo-Wschodniej do stanu sprzed 1997 roku. Teraz są podawane inne preteksty. Mówi się o odrodzeniu Związku Sowieckiego. Rozszerzenie NATO zeszło na drugi plan.
Putin żałuje rozpadu ZSRS, w którym służył jako oficer KGB, i uważa Ukrainę za państwo fikcyjne, m.in. z powodu silnego pokrewieństwa kulturowego z Rosją. Poza tym Ukraina była „niewdzięczna”: obraziła Rosję tym, co odbywało się na Majdanie w 2014 roku, rewolucją godności, która obaliła prorosyjski rząd i doprowadziła do pogłębienia stosunków handlowych z UE. 24 lutego 2022 roku Putin popełnił błąd w obliczeniach i zapalił zapałkę, która wywołała pożar. Trudno sobie wyobrazić, że udałoby mu się to ugasić.
Wojna między Rosją a Ukrainą ma katastrofalne skutki dla zwykłych ludzi. Prowadzi do masowych przesiedleń ludności, zniszczenia infrastruktury i dziedzictwa kulturowego oraz gwałtownego pogorszenia sytuacji gospodarczej zarówno na Ukrainie, jak i w Rosji.
Niestety, na razie nikt nie wie, kiedy dobiegnie końca. Czas mija, wojna trwa, a wielu ludzi nadal nie może wrócić do swoich opuszczonych domów. Może młodzi doczekają czasów pokoju, ale starsze pokolenie już nie ma tej nadziei...
Izabella Rozdolska