Ciekawostki z archiwum
Głód 1933
W listopadzie naród ukraiński obchodzi smutną i tragiczną datę — rocznicę Wielkiego Głodu lat 1932‑1934. Jest to zjawisko, które jeszcze nie do końca zostało zbadane przez uczonych — historyków, bo wiele białych plam istnieje wokół tych strasznych wydarzeń, stworzonych sztucznie przez władze sowieckie. Mieszkańcy ukraińskich wsi, a mówiąc prościej chłopi — rolnicy ucierpieli najwięcej w tych czasach i o tym teraz wiadomo każdemu obywatelowi Ukrainy, chociaż i spotykają się jeszcze inne opinie, wygłaszane przez posiadaczy umysłów, nasączonych propagandą komunistyczną. W swoim artykule przekażę tylko opowieści zwykłych ludzi, jacy jeszcze pamiętają te czasy z własnego doświadczenia albo z doświadczenia swoich rodziców.
Opowiada pani Leonora Gorecka (z Jaworskich), 1930 roku urodzenia, mieszkanka Berdyczowa:
— Moi rodzice mieszkali na wsi w rejonie Czudnowskim, już nie pamiętam nazwy. Posiadali duże gospodarstwo, żyli w dostatku. Byłam drugim dzieckiem w rodzinie. Wtedy właśnie wypełniłam tylko jeden rok. Tato i mama zostali zaproszeni na wesele. W czasie uczty im ktoś powiedział, że za nimi przyszli i czekają na nich w domu. Rodzice, niedługo dumając, zabrali mnie i brata, który był starszy o dwa lata, i uciekli do Berdyczowa. Uciekli w czym stali, bez żadnych rzeczy. W Berdyczowie mieszkaliśmy w wynajmowanym dwopokojowym mieszkaniu. Od głodnej śmierci nas uratowało to, że tata poszedł pracować na koleję jako ciężarnik. Tam grużono do wagonów zboże, i można było pocichu garść ziaren wynieść wieczorem do domu, chowając ją w bucie czy kieszeni. Z tej niewilkiej garści mama potrafiała ugotować jakąś zupę, albo kaszę. Ojciec stał świadkiem tego, jak w te straszne głodne lata z Ukrainy wagonami było wywożono zboże do Rosji. A tu ludzie umierali z głodu. Po wszystkich drogach walały się trupy spuchniętych od głodu ludzi, którzy starali się uratować w miastach, ale do miast nie stało im siły dotrzeć. We wsiach prowadzono „prodrazwiorstkę”, a po prostu był to rabunek rolników, celem jakiego było zagnać ich do kołchozów. Nasza rodzina przetrwała w czasie głodu jeszcze dzięki temu, że brat ojca mieszkał w Leningradzie, a tam głodu nie było. Stryj wysyłał nam paczki. A mama wymieniła swój ślubny pierścień na żywność. Z tych tragicznych okoliczności skorzystało się dużo nieuczciwych osób, którzy za bezceń skupowywali u głodnych ludzi złoto. Wtedy za bochem chleba można było dostać kosztowny pierścień lub inne drogie klejknoty ze złota. Dalej