Zagubione wśród lasów
Dowbysz obwodu żytomierskiego leży 38 km od centrum rejonowego Baranówka, 17 km od stacji kolejowej Kurne. Jest siedzibą Rady Wiejskiej. Podporządkowane są mu takie wsie jak Lisowa Polana, Natalia, Adamówka, Lubarska Huta, Osyczne. Ludność Dowbysza i wsi okolicznych liczy blisko 5 tys. mieszkańców.
W 1925 roku Dowbysz stał się miejscem eksperementu: z okolicznych polskich wsi utworzono pierwszy w ZRSR polski rejon narodowościowy imienia Juliana Marchlewskiego. Ten ostatni, gorliwy bolszewik, był kierownikiem Moskiewskiego Uniwersytetu Narodów Zachodu. Po śmierci J. Marchlewskiego w 1926 roku nazwę Dowbysz zmieniono na Marchlewsk. Marchlewszczyzna miała stać wzorowym rejonem autonomicznym. Bolszewicy pragnęli pokazać swemu zachodniemu sąsiadowi — Polsce, że Polacy jako nacja także podporządkują się «władzy robotników i chłopów». Pomiędzy radami wiejskimi 30 było polskich, dwie ukraińskie i jedna niemiecka. Marchlewsk stał się symbolem polskości regionu, i nawet po powrocie historycznej nazwy «Dowbysz» między ludźmi starszymi używana jest nazwa Marchlewsk. Miejscowa polskojęzyczna gazeta «Marchlewszczyzna Radziecka» ukazywała się w nakładzie 25 tys. egzemplarzy. Przed początkiem prześladowań komunistycznych w rejonie działały trzy kościoły, dwie kaplice, cztery parochy (ewangelickie), zarejestrowano 15 rzymskokatolickich parafii. Dlatego Polacy Marchlewszczyzny zaznali w pierwszym rzędzie ciosów represji. W 1935 roku polski rejon został zlikwidowany. W 1957 roku dołączono go do rejonu baranowskiego.
Najkrótsza droga z Berdyczowa do Dowbysza wiedzie przez Czudnów i Romanów. Miasteczka te są położone w malowniczej okolicy, gdzie spotykamy ogromne pola uprawne, stawy rybne, rzeczki, laski. Po Romanowie nasz samochód wjeżdża do gęstego lasu. Kilkadziesiąt kilometrów nie widać żadnego osiedla, żadnego domu czy chaty. Po obu stronach drogi ciągnie się las. Potem wjeżdżamy do Dowbysza. Tutaj nie zauważyliśmy ani jednego nowozbudowanego domu mieszkalnego. Wygląd osiedla nie zmienił się wcale, a ostatnio byłam tutaj ponad 30 lat temu. Jedyna nowa budowla to gmach nowoczesnego kościoła.
Przed wyjazdem umówiliśmy na spotkanie z prezesem Stowarzyszenia Polaków im. Jana Pawła II, Stefanem Kurjatą. Pan Stefan w 1996 r. założył w Dowbyszu polską organizację. Pielęgnuje dziedzictwo historyczne tej miejscowości. Zamiłowany jest w historii Dowbysza (byłego Marchlewska) i jego okolic. O zainteresowaniach pana Kurjaty świadczy ogromna ilość literatury naukowej, teczki z materiałami archiwalnymi i zdjęciami, rarytasy bukinistyczne, zgromadzone w lokalu Stowarzyszenia. Długo siedzimy przy herbacie, rozmawiając o czasach sowieckich, o przeszłości naszego narodu, który nie z swojej winy pozostał na terenach imperium radzieckiego.
Pan Stefan prezentuje nam książkę pod tytułem «Dowbysz. Historia, fakty. Przeszłość i rzeczywistość», która ukazała się drukiem w 2007 r. w Żytomierzu. Jest jednym z dwu autorów tej naukowej pracy. Potem pokazuje swoje archiwum, gdzie są zachowane interesujące dokumenty historyczne. Do przeglądania tych papierów nie wystarczy nawet i jednego tygodnia. Jest tutaj materiałów na dobre kilka prac doktoranckich o rozmaitych tematach historycznych. Interesujemy się najbardziej losami byłego rejonu Marchlewskiego, zlikwidowanego przez Stalina w połowie lat
Szczyt swojego rozwoju rejon Marchlewski osiągnął przed piątą rocznicą z dnia swojego powstania. Przez specjalne rozporządzenia partii i rządu zostali zatwierdzone programy obchodów radzieckiej polskiej republiki, udzielono 200 tys. rubli na przeprowadzenie imprez świątecznych. Do tego święta rejon naprawdę przyszedł ze znacznymi osiągnięciami. W 1930 roku tu działały 42 szkoły, szpital na 40 miejsc, 3 ambulatoria. Tylko w okresie tych pięciu lat zostały zbudowane pomieszczenia 14 szkół, szpitala, 3 klubów i in.
Jednak pieniądze, które szczodrobliwie były udzielane przez władze centralne, nie zawsze wykorzystywały były efektywnie i zgodnie z poleceniem. Dość często w gazecie rejonowej «Marchlewszczyzna Radziecka» ukazują się publikacje o niedostatecznym zabezpieczeniu szkół w pomoce naukowe, brak wyżywienia uczniów, normalnych warunków w internatach, niedostatecznej pracy klubów, liknepów, rad wiejskich. Tak, w 1930 r. we wsi Nywna na 30 uczniów było 9 par obuwia, we wsi Gołubyn na 100 uczniów tylko 4 pary. Ze względu na podobne przyczyny poziom uczęszczania do szkół w całym rejonie był nadzwyczaj niski. Gazeta informuje o sytuacji internatów, które dumnie wychwalała władza sowiecka w swoich sprawozdaniach. I tak, korespondent pod pseudonimem «Smiały» informuje, że w Nowym Zawodzie internat ulokowano w odległości kilometra od szkoły i znajduje się ta placówka w takim stanie, że raczej ją można nazwać chlewem, niż internatem. Dwa miesiąca uczniowie czekają na remont, śpią na podłodze, często chorują, a kierownictwo szkoły wcale zapomniało o istnieniu tej placówki oświatowej».
Pan Stefan proponuje zwiedzić jedno miejsce, znajdujące się w dwu km od Dowbysza, we wsi Adamówka, która została zlikwidowana jeszcze w latach
Dojeżdżamy do cmentarza w lesie. Tutaj znajduje się krzyż i tablica pamiątkowa, na której odczytujemy napis w języku ukraińskim: «Świętej pamięci ofiar Wielkiego Głodu na Ukrainie w latach
Pan Stefan opowiada, że kiedy zaczęło brakować żywności, to mieszkańcy Dowbysza jeszcze jakoś dawali sobie rady, bo w miasteczku działała fabryka porcelany i przy niej działała stołówka robocza, gdzie pracownikom dawano jedzenie. Każdy mógł coś przynieść z tych pokarmów do domu, chociaż mało, ale jednak to było jedzenie. Tutaj mieszkali Polacy, którzy jeden drugiemu starali się pomóc. I niedaleko była granica. Jakby srogo nie było, ale ludzie nauczyli się przebiegać przez nią do Polski, skąd mogli coś przynieść. Dowbyszanie nie mieli całkowitego głodu. Najbardziej ucierpiały te wsie, gdzie zostały zorganizowane kołchozy. W kołchozach nie było co jeść i ludzie z tych wsi przychodzili do Dowbysza. Ale tutaj im nikt nie mógł pomóc, bo sami byli niedożywieni. Przybysze osłabieni przez głód umierali po prostu na ulicach i na drogach. W skutku tej sytuacji przy gospodarstwie komunalnym była stworzona brygada, która jeździła po okolicznych wsiach i zbierała trupy. Byli to dobrze wyżywieni milicjanci. Kopali głębokie doły i do każdego wrzucali po
O tragedii Wielkiego Głodu w książce «Dowbysz. Historia, fakty. Przeszłość i rzeczywistość» napisano: «Centrum rejonu zostało poddane głodowi w mniejszej mierze, niż inne osiedla rejonu. Powodów było kilka. Przy fabryce porcelany działała stołówka, gdzie gotowano jedzenie dla pracowników i ich rodzin, szczególnie w trudny czas zimowy. Obok Marchlewska znajdowały się kolonie niemieckie Neheim (teraz Nowe Chatki), Ludwikowka (teraz Załużne), a także wsie Prutiwka, Konstantinowka, Towszcza, zamieszkałe przez Niemców, którzy w swoją kolei w latach głodu przez Czerwony Krzyż dostawali z Niemiec tak zwaną «pomoc hitlerowską» i pomagali przetrwać Polakom, którzy mieszkali obok. Z innej strony Marchlewsk miał status osiedla roboczego i odpowiednio był wyposażony w żywność według miejskich norm roboczych, które dawały możliwość przetrwać i jeszcze ratować chłopów. Według opowieści świadków, głodna śmierć ominęła niemal wszystkich mieszkańców centrum rejonowego. Przeważnie umierający ludzie w Marchlewsku — to ci, których do miasteczka przygnał głód w poszukiwaniach chleba i przytułku».
Pan Stefan opowiedział nam też, że z rejonu Marchlewskiego blisko 16 tys. osób zostało wywiezieni do Kazachstanu. W książce Kurjaty i Kondratiuka opowiada się: «W 1936 roku od 20 maja do 5 czerwca z byłego rejonu Marchlewskiego zostało wysiedlonych 2767 rodzin (niemal 13 tys. osób), wśród których 1960 rodzin było polskich. Dla transportu wykorzystano 16 eszelonów i 1142 wagonów (tak zwane «tiepłuszki», w których wiele nie dojeżdżałodo miejsca przeznaczenia). Kazachstan zaś niebyt gościnnie przyjmował przesiedleńców, których lokowano na pustych terenach bez domów i którzy zakładali nowe wsie, nowe gospodarstwa. Ojczyzna przesiedleńców w tym czasie przyjmowała do gotowych domów i uprawnych ziem nowych mieszkańców. Marchlewszczyzna faktycznie zmieniła swoje oblicze, zmienił się skład narodowościowy ludności, kadra kierownicza».
Likwidacja rejonu Marchlewskiego trwała i po wojnie. Metodami ekonomicznymi władze zmuszały miejscowych mieszkańców by opuszczali swoje osiedla i wyjeżdżali do innych miejscowości. Tak w 1957 roku zostało zlikwidowanych kilka kołchozów, a wsie Adamówka, Huta Lubelska, Toruwa, Zutyneć i Dorogań, gdzie mieszkali Polacy i trochę Niemców, zostały porzucone przez mieszkańców. Już wtedy nie miało miejsca przymusowe wysiedlenie. Ludzie dobrowolnie opuścili domy, bo w tych miejscowościach nie było pracy. Oglądamy porzucone i już zaniedbane domy. Serce ściska się na ten widok. Wokół pustego domu jeszcze rosną drzewa owocowe, jaśmin. Ale nigdy tutaj nikt nie będzie słuchać słowika, albo czekać przy płocie na swojego ukochanego. Cisza panująca dokoła nie kojarzy się z tą tragedią, jakiej zaznała ta ziemia.
Wracając do Berdyczowa robimy wniosek: dobrze jest, że owe czasy odeszły w otchłań wieczności. Lecz echa przeszłości nadal przypominają o tych tragediach, kiedy tyle dzieci nie mogły stać się dorosłymi, tylu mężczyzn nie dożyło do lat podeszłych, tyle kobiet postarzało się za wcześnie, tyle wesel nie zostały odegrane...
Larysa Wermińska
Pawel Swiecicki
16:49
10 kwietnia 2011 r.
blu ble
00:55
14 maja 2011 r.
blu ble
00:57
14 maja 2011 r.
Lenarda Szymczak
11:18
6 maja 2013 r.