Mozaika Berdyczowska

Żenić się? A po co!

Życie i obyczaje ulegają w Polsce poważnym przemianom. Społeczeństwo bogaci się, Polacy coraz swobodniej i częściej podróżują po świecie, stają się bardziej otwarci i tolerancyjni. Ma to też wpływ na pożycie rodzinne. Coraz więcej par żyje na kocią łapę, w konkubinacie, bez ślubu kościelnego czy cywilnego, czyli w związkach partnerskich. Takich związków pojawiało się coraz więcej w minionym dwudziestoleciu, to jest po transformacji ustrojowej.

Ile jest w Polsce konkubinatów? Tego nie wiadomo. Są zbierane dane o małżeństwach, rozwodach i separacji. Ale związki partnerskie kobiet i mężczyzn takiemu obowiązkowi rejestracji nie podlegają. Pośrednio o tym może świadczyć liczba urodzeń dzieci.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2009 r. w Polsce urodziło się 417 589 dzieci, z czego 84 527 pozamałżeńskich, czyli 20,2 %, gdy w 1980 r. — 4,8 %. Te 20,2 % to cztery razy więcej niż 40 lat temu i trzy razy więcej niż 20 lat temu. Świadczy to wymownie o postępującej skali zjawiska konkubinatów, które tylko w części pomniejszane jest o samotne matki. Ale par nieformalnych, żyjących z sobą bez ślubu, jest też sporo wśród ludzi w starszym wieku, po przejściach życiowych, po rozwodach.

Ta rosnąca liczba związków partnerskich jest zgodna z tendencją w całej Europie, w której jedna trzecia dzieci rodzi się w takich nieformalnych związkach, przy czym w krajach skandynawskich nawet 60 %, a we Francji ponad połowa. Co 6 minut rodzi się w Polsce dziecko ze związku nieformalnego!

Więcej takich dzieci rodzi się w mieście. Ale również na wsi przybywa par żyjących bez ślubu. Kiedyś do ślubu nagliła ciąża, naciski rodziny i presja otoczenia. Teraz rodziny stały się pod tym względem tolerancyjne, a niekiedy bezradne, a ludzie postronni wyrozumiali i pary niezamężne nikogo nie gorszą. Mogą one mieszkać i meldować się razem, a z zarejestrowaniem nowo urodzonych dzieci i nadaniem im nazwiska ojca nie ma problemu. Na dzieci niemałżeńskie nie patrzy się krzywo w szkole i od dawna nie nazywa ich bękartami. To słowo wypadło w ogóle z obiegu. Dzieci te nigdzie nie są traktowane po macoszemu, nie uznaje się ich za gorsze.

Badania socjologiczne wskazują, że związki partnerskie cieszą się dużym uznaniem wśród ludzi po trzydziestym roku życia, choć mają też sporo orędowników wśród kobiet i mężczyzn w wieku 18-29 lat. Mężczyźni pytani o to, dlaczego się nie żenią, a kobiety — dlaczego nie wychodzą za mąż, często odpowiadają: a po co! Uważają, że najważniejsze jest wzajemne zaufanie i darzenie się uczuciem. Są razem, żeby się dobrze wzajemnie poznać, sprawdzić się, przejść próbę. W razie niepowodzenia tej próby rozchodzą się bez zbędnych formalności. Ślub miałby dla nich znaczenie, gdyby chcieli założyć i poprowadzić wspólną firmę czy wziąć kredyt. Na ślub decydują się też wtedy, gdy dojrzeją emocjonalnie, a niekiedy, gdy uniezależnią się materialnie i finansowo, gdy oboje staną mocno na nogach. Albo, jak powiedziała jedna młoda mężatka: Odbębniliśmy właśnie tę ślubną szopkę, żeby sprawić przyjemność dziadkowi.

Rosnąca liczba związków partnerskich jest w jakimś sensie porażką Kościoła katolickiego, który głosi świętość sakramentu małżeństwa. Ale do rzeczywistości podchodzi praktycznie i ze zrozumieniem. Nie czyni np. trudności przy chrzcie dzieci pozamałżeńskich, nie wytyka ich na lekcjach religii.

Ze związkami partnerskimi nie wszystko jest jednak różowo. Nie wszystko mogą i nie wszystko im wolno. Polska należy do tej mniejszej grupy państw w Unii Europejskiej, która nie ma żadnych uregulowań ustawowych w stosunku do tych par. Dlatego Sojusz Lewicy Demokratycznej zgłosił w Sejmie projekt ustawy o związkach partnerskich. Przewiduje on prawo do dziedziczenia majątku, do wspólnego rozliczenia się podatkowego, do zasięgania informacji w szpitalach o stanie zdrowia partnera, do decydowania o miejscu pochówku itp. Ustawa wzbudza wiele emocji. Niektóre kluby obawiają się, że może ona stanowić furtkę do uznania małżeństw homoseksualnych, czyli gejów i lesbijek oraz do brania na wychowanie przez te pary jednopłciowe dzieci. Dlatego projekt SLD raczej nie ma szans, by wszedł pod obrady do końca tej kadencji Sejmu, tj. do października. Przeciwni są też biskupi. Niemniej od prawnego uregulowania spraw związków partnerskich w Polsce się nie ucieknie.

Eugeniusz Jabłoński
Warszawa

Podziel się linkiem:

Komentarze

Публікація висловлює лише думки автора/авторів
і не може ототожноватися з офіційною позицією Канцелярії Голови Ради Міністрів

Polska Platforma Medialna
 

Numery

Яндекс.Метрика