Przygody na kolei
Kijów
Ukraińska stolica przyciąga wielu ludzi z całego świata. Jest tutaj dużo atrakcji: muzea, teatry, parki, skwery, pomniki, bulwary, sklepy, targi i inne ciekawostki. Jest także i zoo, i cyrk. Po ulicach Kijowa z wielkim przepychem jeżdżą drogie samochody. W nich siedzą miejscowe piękności i ich kierowcy lub małżonkowie, a może i nie. W Kijowie są salony piękności, solaria i sklepy mody. Tutaj można kupić odzież według ostatniego krzyku mody i takie same obuwie. Ale gdyby żyła moja ulubiona poetka pani Maria Konopnicka, to z pewnością by napisała: Tylko nie myśl chłopie, że to i dla ciebie! Dla przeciętnego zjadacza chleba w Kijowie jest transport publiczny: metro, marszrutki, trolejbusy. Jeżdżą przepełnione, zwłaszcza w czasie szczytu. Ludzie w nich podobni są do śledzi w puszce. W stolicy mieszka teraz wiele obywateli z całej Ukrainy. Jest to tania siła robocza, dzięki której Kijów tętni życiem i rozwija się. Przed dworcem kolejowym znajduje się placyk, gdzie można zobaczyć tłumy, które przybyły do Kijowa za pracą i lepszym życiem. To jest tak zwany targ pracy. Tutaj można znaleźć pracownika do remontu, robót w garażach i do innych potrzeb dnia dzisiejszego. Przybyli panowie wyglądają jak uciekinierzy albo jak jeńcy wojenni. Zarośnięci, brudni, biednie ubrani. Stoją i siedzą czekając na tych, którzy ich zatrudnią. Widok owych ludzi nie napawa optymizmem. A jak można tanio trafić do stolicy?
Z Berdyczowa o 6:24 jedzie pociąg podmiejski podwyższonego komfortu relacji
— Który to wagon?
— Sama nie wiem.
— Co pani jest wariatką? Gdzie mamy wsiadać?
— No, dobrze. Niech to będzie piąty. Wchodźcie.
I zaczęła sprawdzać bilety. Nareszcie wszyscy zajęli swoje miejsca. Pociąg ruszył. Konduktorka gdzieś zginęła. I już więcej nie pokazała się. Na niewielkim przystanku jedna pani wysiadając nie zdążyła całkiem wyjść z wagonu, a już drzwi ją przytrzasnęły. Pociąg ruszył, a biedaczka zaczęła wrzeszczeć nieludzkim głosem. Razem z nią krzyczały kobiety w pociągu. Panowie poderwali się z miejsc, starali się tej pani pomóc, ale nie potrafili ją wciągnąć do środka. Jakiś chłopak pociągnął za hamulec bezpieczeństwa. Drzwi otworzyły się. Na szczęście nic tej pani się nie stało. Wysiadła bez uszczerbku. Dopiero po tym wydarzeniu do wagonu wbiegła przestraszona konduktorka. Pasażerowie odetchnęli z ulgą i pociąg znowu ruszył.
Na zakończenie mam kilka pytań. Jestem ciekawa, kiedy nasi deputowani do Rady Najwyższej po raz ostatni jeździli transportem publicznym? Czy wiedzą jak żyją ich przeciętni rodacy? Czy naprawdę przejmują się stanem spraw w Ukrainie? Mam wątpliwości, czy to ich w ogóle obchodzi.
Izabella Rozdolska