Heroizm strażaków w Czarnobylu
Berdyczowscy strażacy pamiętają o swoich kolegach — 24 osobach, które pracowały przy likwidacji skutków katastrofy w czarnobylskiej elektrowni atomowej.
Czarnobyl to jedno z najstarszych miast na Polesiu. Nazwę zawdzięcza roślinie określanej jako czornobyl, która niegdyś porastała okoliczne pola uprawne. Później tą nazwą miasto podzieliło się z oddaloną o 18 km nowo powstałą elektrownią atomową.
Budowa elektrowni rozpoczęła się w 1970 roku. W 1977 r. został uruchomiony pierwszy reaktor, w 1979 – drugi, w 1981 – trzeci, a w 1983 — czwarty. Na jesień 1986 roku zaplanowano uruchomienie piątego bloku energetycznego, lecz stało się inaczej. Wiosną doszło do awarii czwartego reaktora.
Wszystkie awarie elektrowni atomowych w Związku Sowieckim były skrzętnie ukrywane przed opinią publiczną. Informacje o nich trzymano w tajemnicy nie tylko przed społeczeństwem, ale również przed kołami rządowymi i samymi pracownikami elektrowni. Dzisiaj trudno precyzyjnie ustalić cenę owej tajemnicy, ale można być pewnym, że była i nadal jest wysoka.
W owych czasach naukowcy przekonywali społeczeństwo, że energetyka jądrowa jest najczystszym i najbezpieczniejszym sposobem uzyskiwania energii elektrycznej. Pojawiały się co prawda głosy odmienne. Znany fizyk jądrowy i działacz polityczny Andriej Sacharow np. pisał o tym, że ma wątpliwości co do rozwoju energetyki atomowej, i zalecał, by takie elektrownie umieszczać pod ziemią. Jednak główny ton był inny.
Swoistym ostrzeżeniem stał się pożar w zaporoskiej elektrowni jądrowej 27 stycznia 1984 roku. Ogień gasiło 115 strażaków przez 17 godzin. Straty wyniosły 1 milion 456 tysięcy rubli. Po tym wydarzeniu wszczęto śledztwo, w wyniku którego opracowano sposoby wzmocnienia środków bezpieczeństwa pożarowego w elektrowniach. Jednak nawet i one nie są w stanie zapobiec tragediom. Od 1981 r. do 1985 r. w elektrowniach atomowych Związku Sowieckiego miały miejsce łącznie 23 pożary i 28 zapłonów, które spowodowały straty w wysokości 2 milionów 480 tysięcy rubli.
Jak pokazuje doświadczenie, do każdej tragedii dochodzi wskutek czynników obiektywnych i subiektywnych. Eksplozja czarnobylska nie stanowi tu wyjątku.
Katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku o godzinie 1:23. W czwartym reaktorze nastąpił wybuch wodoru. W efekcie do atmosfery wydostało się blisko 50 ton paliwa jądrowego, blisko 70 ton zostało wyrzucone z działek peryferyjnych do Sali (ogółem było 180 ton paliwa). Podczas eksplozji wysadziło w górę ważącą 3 tysiące ton pokrywę rdzenia reaktora. Powietrze, które dostało się do środka, spowodowało wybuch ogromnego, niemającego odpowiednika nigdzie na świecie pożaru. Jego gaszenie wymagało wysokich umiejętności, nadludzkich wręcz wysiłków, a przede wszystkim heroizmu. Takim heroizmem wykazali się ukraińscy strażacy.
Pierwszymi, którzy stawili czoło żywiołowi, byli operatorzy sali centralnej. Po eksplozji, w ciemnościach, wyłączyli prąd i przykryli kable. Inaczej strażacy mogliby zostać rażeni prądem. Jako pierwsza przybyła jednostka straży z kierownikiem Włodzimierzem Prawykiem na czele. O godz. 1:35 w elektrowni zjawiła się ekipa SWPC-6 Prypeć z Wiktorem Kibenkiem — łącznie osiem osób i dwa wozy strażackie. Ci pierwsi byli prawdziwymi bohaterami. W niebezpiecznych warunkach, gdy pod nogami bulgotał bitum, kapał też na głowy, lokalizowali ogniska pożaru za cenę własnego życia. O godz. 4:50 wytypowano kilka ognisk, a o godz. 6:35 pożar udało się w pełni zlokalizować.
W likwidacji katastrofy czarnobylskiej udział brał praktycznie cały kraj, ale podstawowy ciężar spoczął na barkach pracowników straży pożarnej. Strażacy wykonali swój obowiązek wzorowo, pokonując kolejne przeszkody. Musieli przede wszystkim rozwiązać problem z wodą, jaka podczas awarii wydostała się z systemu chłodzenia reaktora i zalała pomieszczenie znajdujące się pod nim. Ta brudna woda, oprócz tego, że przeszkadzała ludziom pracować, stanowiła zagrożenie. W połączeniu z tysiącami ton m.in. piasku, gliny i dolomitu, jakie na reaktor zrzucili lotnicy, by ograniczyć emisję substancji promieniotwórczych do atmosfery, mogła wywołać kolejną eksplozję równą wybuchowi bomby wodorowej. Pompowanie tej brudnej wody znów spadło na barki strażaków. W ciągu 20 godzin strażacy z Kijowa, Białej Cerkwi i Żytomierza pompowali wodę spod reaktora. Następnie przystąpili do dezaktywacji terenu i budynków elektrowni. Lecz na tym nieszczęścia się nie skończyły.
23 maja 1986 roku o godzinie 2:10 wybuchł kolejny pożar w tunelach kablowych elektrowni. W gaszeniu uczestniczyło 280 ludzi i 60 wozów strażackich (z Kijowa i Żytomierza). Operacja trwała dwie godziny. Po ugaszeniu pożaru trzeba było oczyścić teren z kawałków grafitu. I znów, ryzykując życiem i zdrowiem, z łopatami w rękach ludzie robili wszystko, co możliwe i niemożliwe, by wykonać pracę do końca.
Znaczącą rolę w likwidacji skutków czarnobylskiej awarii odegrali strażacy z Berdyczowa. Było ich łącznie 24. Niestety dwóch z nich już nie żyje. Na szczególne wyróżnienie zasługują Adam Tatarczuk, Aleksandr Michałow, Anatol Nowicki, Mikołaj Olejnik (odznaczony medalem „Za odwagę przy pożarze”), Wasyl Strutowski (najlepszy pracownik straży pożarnej), Iwan Osipczuk (naczelnik PPP-39). Ale bohaterami byli wszyscy likwidatorzy awarii. Gdyby nie wykonali sumiennie swojej pracy, kto wie, jakie byłyby tego skutki. Jednak dzisiaj władze zapomniały o tych ludziach. Ich problemy i bolączki nikogo nie obchodzą. Przykre jest także i to, że o katastrofie w Czarnobylu nie wiedzą niczego młodsze pokolenia, w szkołach nic im się o tym nie mówi. Jeśli ktoś chce coś wiedzieć o katastrofie, na własną rękę musi się o niej dowiadywać i wyciągać wnioski.
Los strażaków na całym świecie jest jednakowy: kiedy trzeba, pierwsi śpieszą z pomocą. Taka jest ich praca i to również pokazała awaria w czarnobylskiej elektrowni. Składamy ukłon i hołd ich pamięci, ich odwadze i ofiarności. I niech nigdy nie powtórzy się ta straszna tragedia, która miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku w Czarnobylu na Ukrainie.
Marcin Bez