Pani doktor
Pod koniec roku 2020 w Berdyczowie nasiliła się epidemia COVID-19. 24 października zmarła moja pierwsza znajoma. Niedługo później jeszcze jeden kolega z pracy. Wirus zaczął być widoczny. Dotknął i moją rodzinę. Mój wujek, mający 85 lat, poszedł do szpitala wojskowego (jest kombatantem), żeby podleczyć chorobę serca. Po kilku dniach zaczął gorączkować i badanie wykazało, że choruje na koronawirusa. Walczył z chorobą przez dwa tygodnie i wyleczył się, ale był tak wyczerpany, że nie mógł wstać z łóżka o własnych siłach. Jego żona, a moja ciocia, zabrała go ze szpitala do domu prawie bez sił. Zaopiekowała się nim lekarka rodzinna Olga Sączkowska, która przywróciła go do życia. Wujek nie umarł, chociaż był bardzo osłabiony po chorobie. Pomału zaczął wracać do zdrowia.
Na przełomie lutego i marca tego roku epidemia COVID-19 nasiliła się. Tym razem zachorowała moja ciocia, która akurat skończyła 81 lat. Kontaktowałam się z nią wyłącznie przez telefon, by nie narażać się na zakażenie. Któregoś dnia ciocia zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym zabrała do siebie jej psa, bo już sama nie daje rady. Jej stan się pogarszał i bardzo się męczyła. Badanie wykazało, że jest chora na COVID-19. Olga Sączkowska zaopiekowała się także nią, codziennie odwiedzając ją w mieszkaniu. Bardzo troskliwa i doświadczona lekarka uratowała życie dwóm starszym ludziom. Oboje poprosili mnie, by napisać o pani doktor w naszym piśmie.
W dzisiejszych czasach ludzie starsi często są traktowani jako ci, których nie warto już ratować. Niejeden raz spotykałam się z takim nastawieniem niektórych pracowników medycznych, kiedy umierali moja matka, babcia, dziadek. Było to przykre. Ale są również lekarze i pielęgniarki oddani swojej pracy z całego serca. Jedną z nich jest Olga Sączkowska.
Spotkałam się z nią, by porozmawiać. Poniżej zamieszczamy tę rozmowę.
„Mozaika Berdyczowska”: — Proszę powiedzieć kilka słów o sobie.
Olga Sączkowska: — Urodziłam się 1 kwietnia 1981 roku w Olewsku. W latach
1998-2004
studiowałam na Winnickim Narodowym Uniwersytecie Medycznym
im. M. I. Pirogowa. Już od 16 lat pracuję jako lekarka w Centrum Podstawowej
Opieki Zdrowotnej Urzędu Miasta Berdyczów.
— W jakiej rodzinie pani dorastała? Kim są pani rodzice?
— Mój tato jest urzędnikiem państwowym, a mama przez 42 lata pracowała jako pielęgniarka w
szpitalu położniczym. Wszyscy krewni po stronie matki mają polskie korzenie i pochodzą ze
wsi Słobódka Leśna w rejonie berdyczowskim. Mój mąż też jest Polakiem i pochodzi z bardzo
wierzącej rodziny katolickiej. Dzięki niemu i jego rodzinie głębiej poznałam Boga i nie
zatraciłam wiary.
— Co spowodowało, że wybrała pani zawód lekarza?
— To było marzenie moich rodziców, a i ja nie widziałam siebie w innym zawodzie.
— Z jakim trudnościami lub problemami musi zmierzyć się lekarz?
— Teraz wszystkim jest trudno, zarówno lekarzom stacjonarnym, jak i lekarzom pracującym w
ambulatoriach i przychodniach. Mnie jako lekarce rodzinnej niełatwo jest opiekować się
wielką liczbą pacjentów chorujących jednocześnie. Lekarze mają do czynienia z nową chorobą,
o której początkowo nie wiedzieli, jak ją diagnozować, leczyć oraz przewidzieć jej skutki.
COVID-19 jest na tyle podstępny, że stan pacjenta może się zmieniać z godziny na godzinę, z dnia na dzień. Na początku pandemii przeżywaliśmy chorobę każdego pacjenta, dziś wiemy już o niej znacznie więcej. Mamy więcej wiedzy o wirusie, o metodach kontroli stanu chorego, mamy wypracowane własne procedury leczenia, które stale są modyfikowane.
— Co może pani powiedzieć o koronowirusie? Co pani radzi, by uniknąć
zakażenia?
— Chyba nic nowego nie powiem o metodach profilaktyki COVID-19. Przede wszystkim trzeba
zachować dystans społeczny, nosić maseczki na twarzy i dezynfekować ręce. Lepiej powiedzmy o
chorobach, które wpływają na przebieg infekcji koronawirusem, takich jak nadwaga, cukrzyca
czy nadciśnienie. Można ich uniknąć albo przynajmniej kontrolować. Trzeba przede wszystkim
prowadzić zdrowy tryb życia, prawidłowo się odżywiać, uprawiać sport.
— Czy z wieloma chorymi na COVID-19 musi się pani kontaktować?
— Kontaktuję się z dużą liczbą chorych. Staram się unikać bezpośredniego kontaktu,
konsultuję chorych przez telefon, lecz zdarza się wiele sytuacji, kiedy pacjenta trzeba
zbadać.
— Co może pani powiedzieć o szczepionkach przeciwko koronawirusowi? Czy można bez
konsultacji z lekarzem szczepić starszych ludzi i tych, którzy cierpią na inne choroby
przewlekłe?
— Zachęcam pacjentów do szczepienia się. Ludzie starsi i chorzy na choroby przewlekłe są
bardziej narażeni na ciężki przebieg COVID-19. Każdy pacjent przed zaszczepieniem jest
badany przez lekarza, który przeszedł specjalne szkolenie w zakresie wakcynacji
[zapobiegawcze szczepienie przeciwzakaźne — red.].
— Czy według pani pandemia może skończyć się sama, bez ingerencji
ludzi?
— Wszystkie wielkie epidemie zostały pokonane dzięki wakcynacji. Innego wyjścia nie widzę.
— Czy mieszkańcy Ukrainy właściwie zachowują się podczas kwarantanny? Jakie są pani
obserwacje?
— Uważam, że na Ukrainie ograniczenia związane z kwarantanną są bardzo łagodne, co sprzyja
rozszerzaniu się choroby.
— Czy jest pani wierzącą? Jeżeli tak, to jakiego jest pani wyznania?
— Należę do Kościoła rzymskokatolickiego, jestem parafianką kościoła Świętej Barbary w
Berdyczowie.
— Czy czynny zawodowo lekarz może być jednocześnie osobą wierzącą?
— Między wiarą w Boga a medycyną powinien być zdrowy dystans. Nadmierna nadzieja pokładana w
Bogu też jest grzechem, chociaż w medycynie istnieje mnóstwo przykładów, kiedy ratują nie
leki, lecz Bóg.
— Co może pani poradzić naszym czytelnikom, żeby byli zdrowi?
— Żeby zachować zdrowie, należy prowadzić zdrowy tryb życia. Zwracać się do lekarzy w
początkowej fazie choroby. Być pozytywnie nastawionymi.
— Jakie ma pani plany na przyszłość?
— Będę się rozwijać zawodowo, pomagać chorym. Chcę zdobywać nową wiedzę i w przyszłości
otworzyć własną praktykę w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej.
Rozmawiała Larysa Wermińska