Za dziewięć hrywien do Winnicy
Wyprawa na Ukrainę ciągle jeszcze pachnie przygodą: trwającą w nieskończoność podróżą zdychającym autobusem, kilkugodzinnym staniem na granicy razem z przemytnikami wódki i papierosów, tysiącem absurdów życia codziennego, rozległymi przestrzeniami, kozacką fantazją, słowiańską duszą, poezją i śpiewem.
Aneta Kamińska («Cząstki pomarańczy. Nowa poezja ukraińska»)
Winnica — znane miasto, położone w 80 km na południe od Berdyczowa. Po ulokowaniu i otwarciu Konsulatu Generalnego RP (od lutego 2010 roku) Winnica stała się na co dzień odwiedzana przez wielu mieszkańców Berdyczowa, którzy ubiegają się w tej placówce konsularnej o wizy i starają się złożyć dokumenty na otrzymanie Karty Polaka.
Praca polskiego Konsulatu jest dobrze zorganizowana: kolejka ubiegających się o wizy posuwa się szybko, dziewczyny przyjmujące dokumenty są uprzejme i życzliwe, ochraniarze starannie wykonują swoje obowiązki służbowe, pilnując porządku i bezpieczeństwa.
Konsulat RP można porównać z oazą światu cywilizowanego wśród zaniedbanej przestrzeni Dzikiego Pola.
Dzisiejsze realia zmuszają wielu ludzi opuszczać swoje osiedla i poszukiwać zarobków w innych miastach i krajach. Dużo obywateli ukraińskich są zatrudnieni w sąsiedniej Polsce, która dziś także potrzebuje dobrej kadry roboczej. Polska dla naszych obywateli jest najbliższą nie tylko geograficznie, lecz także duchowo, przecież jest krajem słowiańskim o podobnej mentalności. Dlatego wielu berdyczowców każdego dnia jedzie do Winnicy w celu odwiedzin Konsulatu RP.
Obywatele, którzy nie posiadają własnego samochodu, korzystają się transportem publicznym. Bilet autobusowy do Winnicy kosztuje 22 hrywien, a pociągiem podmiejskim z przesiadką w Koziatynie można dostać się do Winnicy za 9 grywien i 5 kopiejek. O 6:20 przez Berdyczów pędzi «elektryczka» Szepetówka—Kijów, do której są przyczepione dwa «tanich» wagony. Kto ma szczęście, to zapakuje się do tych wagonów, a kto ma jeszcze więcej powodzenia, to nawet będzie jechał na siedząco. W Koziatynie trzeba szybko wysiąść i przelecieć przez plac dworcowy, żeby wskoczyć do następnej «elektryczki», która kursuje do Żmerynki przez Winnicę. Pasażerowie biegną jak na wyścigach lekkoatletycznych, żeby zdążyć zająć miejsce w wagonie. Nie ma mowy o przepuszczenie wprzód kobiety i dzieci, ludzi starszych i udostępnienia im wolnego miejsca. Przetrwa najsilniejszy i najprędszy. Kto nie zdąży, będzie stał przez całą podróż na nogach nie zważając na swój wiek i status społeczny. Po ruszeniu pociągu w wagonach zaczyna działać prymitywny targ. Handlarze obwieszone torbami z towarem poruszają się po «elektryczce» proponując podróżującym różne napoje i artykuły żywnościowe. Wygląd tych «biznesmenów» nawołuje do tytułu znakomitej powieści Viktora Hugo «Nędznicy». Ich obszarpane torby, brudne ubrania, zmęczone i spotniałe twarze wykazują trudne życie przeciętnych ludzi w naszym państwie. Pozbawieni normalnej pracy i warunków życiowych ci ludzie muszą handlować w przepełnionych «elektryczkach» wątpliwym towarem, po spożyciu którego można łatwo trafić do szpitala. Najlepiej z proponowanych artykułów w pociągu kupuje się woda i piwo, na drugim miejscu są bułki i pierniki, na trzecim — skarpety, prasa i krzyżówki. Handel w wagonach formalnie jest zakazany, ale nikt temu zjawisku nie przeszkadza. Pasażerowie nadal korzystają się z tych usług, co nie daje handlarzom zbankrutować. Między pociągowymi «przedsiębiorcami» istnieje swój podział «terytorium» w zależności od tego na jakiej stacji wsiada handlarz z towarem. Najbardziej doświadczeni handlarze wsiadają do pociągów zazwyczaj nie sami, a z ekipą pomocników, którym płacą od dochodu. Ci mają najwięcej rzeczy do sprzedaży i są uważani za pracodawców. Zazwyczaj żadnych podatków nie płacą, jak i większość przedsiębiorców Ukrainy.
Oprócz handlarzy po wagonach wałęsają się zawodowi żebracy pobierające z pasażerów pomoce charytatywne na operację dla chorego dziecka, na odbudowę spalonej chaty, na cerkiew, na ratowanie bezpańskich zwierząt, na kawałek chleba i szklankę wody i na inne preteksty spowodowane przez nieprzyjazną rzeczywistość. Także można tu spotkać wędrownych artystów z marginesu grających na gitarze lub harmoszce i siako tako śpiewających różne piosenki. Zazwyczaj w pociągu często brzmią dzisiejsze przeboje z dziedziny twórczości więziennej, a także z repertuaru Rektora Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Kultury i Sztuki Michała Popławskiego.
Najciekawszą atrakcją tej podróży dla mnie stało się podsłuchanie o czym mówią pasażerowie między sobą. Przecież to odzwierciadla naszą teraźniejszość i znajomi ciekawych z tym, co dzieje się w kraju. Najczęściej omawianym tematem jest problem przetrwania. Opowiadają o małych emeryturach, pensjach, które nie pozwalają dzisiaj przeciętnemu obywatelowi normalnie żyć. Dużo mówią o drogich lekarstwach i leczeniu w szpitalach, gdzie każdej sanitarce, pielęgniarce i lekarzowi za każdą pomoc okazaną osobie chorującej trzeba płacić. Wielu z pasażerów rozmawiają o polityce. Wypowiadają się negatywnie o deputowanych Rady Najwyższej, których przeklinają i narzekają na nich, uważając, że tamci oszukali swoich wyborców. Najwięcej narzekają na urzędników, prawników i milicjantów za ich przyzwyczajenie «brać na łapę». Opinia pospólstwa o dostojnikach kraju na tyle jest negatywna, że wywołuje obawy zamieszek socjalnych. Narzekają także na to, że młodzież nie ma perspektyw na przyszłość, że rodzice nie potrafią pomóc dzieciom a dzieci rodzicom. Oto tymi problemami przejmuje się dzisiaj naród Ukrainy. Według mojego zdania troski ludzi przeciętnych rzekomo różnią się od trosk urzędników i deputowanych do Rady Najwyższej. Chciałoby się, żeby przedstawiciele władz wszystkich szczebli nareszcie zwrócili uwagę na problemy narodu, z którego się sami wybili na «górę». A dla tego nie zaszkodziłoby im się przejechać pociągami podmiejskimi chociażby z Berdyczowa do Winnicy za 9 hrywien i 5 kopiejek.
Izabella Rozdolska
Ala Orłowska
09:38
21 marca 2012 r.